Dzień na końcu świata rozpoczął się bardzo słonecznie, początkowe pomysły wyjścia na wschód słońca spaliły na panewce ale może to i lepiej :) Ale nic straconego na górski poranek jeszcze się załapiemy-nie raz! Przed śniadaniem wypadliśmy na drogę pstryknąć parę fotek.

Szama i w drogę, czerwonym szlakiem od naszej wioski w stronę gór:)

Pierwszy przystanek i już jedna nogą w potoku, okazało się że nie pierwszy i ostatni raz ale takie uroki skakania po strumieniach.


Nasza 7-dmio osobowa grupa podzieliła się na dwie podgrupy: piękni, młodzi, wysportowani, oraz ci drudzy:) Jedyne co nas łączyło to łączność radiowa:) która umożliwiała śledzenie powiększającej się odległości między nami.

Pierwsza część szlaku upływała raczej monotonnie gdyż szliśmy ścieżką wśród drzew, jedna z atrakcji gdzie przystanęliśmy to niewielkie jeziorko.

Ale już po wyjściu z lasu nagroda gwarantowana czyli bieszczadzkie widoki. Trochę zeszliśmy ze szlaku w stronę ukraińskiej granicy,tam spotkaliśmy strażnika, który niestety do słupów granicznych dojść nie pozwolił. Wspominał coś o 500 złotych ale tyle to nawet w trzech nie mieliśmy.

Na górze Halicz przystanek.

Na czas podróży bułki, kabanosy i banany cieszyły się największym powodzeniem.


Wariaty na szlaku

Po trudach dnia sobotniego ulga murowana. W sumie się nie zmęczyłem zbytnio grunt że cel został osiągnięty.


Leże sobie i oczom nie wierzę, pytam Seweryna który rok tu mamy bo chyba się czas zatrzymał.

Kilkudziesięcioletni aparat Start i ciągle na chodzie, oczywiście chłopaki służyli pomocą w zrobieniu pamiątkowej fotografii.

Do dziś nie wiem w jakim celu ludzie robią tam krzyże i stawiają ale..

I stanął wśród wielu innych,a na przyszłość zaopatrzę się w odpowiednią ilość materiału aby zrobić coś trwalszego;)


Ja nie mam porównania ale podobno Bieszczady przeżywały w tym roku natłok turystów.

Dotrwaliśmy do momentu gdy słońce nieubłaganie zaczęło zbliżać się ku zachodowi i właśnie o to chodziło..

Na szczycie wreszcie pustki.

I to na co czekaliśmy caaaaały dzień. Zakończenie zwieńczone bieszczadzkim zachodem słońca.


A później powrót szlakiem do domu w blasku latarki z telefonu. Wrażenia bezcenne.
A gdzie trzeci dzień? Piotr
OdpowiedzUsuńfotki z owczarkami,zachód i cienie na przełęczy super. Piotr
OdpowiedzUsuńPiotrze daj jakiś namiar to podeślemy zdjęcia z ogniska(ja jeszcze ich nie mam bo robione były innym aparatem)
OdpowiedzUsuń