poniedziałek, 18 czerwca 2012

Dwa dni w Sopocie

A dlaczego w Sopocie? Zapewne ze względu na porównywalną ilość piachu na trasie jak i na plaży. Weekend minął pod znakiem zawodów w Sielpii. Jest to zupełnie nowe miejsce na trasie ŚLR. Pierwszy dzień czasówka. Zbiórka o 9, pakujemy przyczepkę(za którą dziękujemy Kubie i Łukaszowi) i w drogę. Na miejsce docieramy raczej bez problemów. Trasa wyścigu to 26 km, niby niewiele ale jednak dało po dupie. Pogoda w ostatnim tygodniu zmieniła się o 180 stopni, z deszczu w upalne słońce. Start co 30 sekund. Organizacyjnie jest dobrze bez opóźnień wszystko poszło zgodnie z planem. Jedziemy żwawo(na ile kto może), Tomek mnie dojechał i kontynuujemy razem aż do czasu kiedy na jakieś 250 metrów przed bufetem mijamy Pawła znanego niektórym pod tajemniczym pseudonimem TCWR. W wodzie i gałęziach przeprowadzamy rowery, Tomek ruszył ja za nim, ja się odwracam i widzę upadającego Pawła który złożył się jak na kielczanina przystało w dość konkretny szwajcarski scyzoryk. Patrząc na to wszystko pod kątem origami to coś pomiędzy kwiatem lotosu a rozjechaną żabą-pozycja co najmniej mało komfortowa(ale dość żartów).  Pytam czy jest cały, a z odpowiedzi zapamiętałem tylko dwa słowa: ręka i karetka. Zostawiam rower na boku zbieram Pawła i udajemy się w kierunku jazdy. Z pomocą przychodzi nam także tata jednego z uczestników, wyjaśnia że tuż za niewielkim wzniesieniem jest bufet. Upewniwszy się, że Paweł jest pod dobrą opieką powoli jadę dalej, z bufetu już ktoś biegnie a karetka w drodze. Jadę dalej mijają mnie dzieci, starcy, kobiety w ciąży, dzieci.... Na mecie dowiaduję się że TCWR o zgrozo kontynuuję jazdę z uszkodzonym łokciem(ratownicy nie byli zadowoleni z tego faktu gdyż uciekinierzy powodują większe zagrożenie). Tu przytoczę wątek rozmowy z Piotrkiem i Marcinem z dnia kolejnego wyścigu kiedy padło stwierdzenie że piłkarze byle draśnięci kameralnie padają na murawę w czasie gdy taki kolarz amator np po Nowinach wywala się, krwawi wsiada na rower i dalej w drogę..  Pakowanie pięciu rowerów to już czysta przyjemność. Z wątku parkingowego poniższy link dedykuję Piotrkowi i jego nowej świetnej maści na otarcia:




   Niedziela pełna nadziei.... jednak wypadła trochę poniżej jakichkolwiek oczekiwań. Okazała się  podobna do gry z Czechami czyli połowa szła a druga już jakoś nie bardzo. Nadzieja umiera po meczu lub jak kto woli w czasie maratonu:) Kilometry lecą a tu coraz to gorzej,ciężej piach ,kurz i słońce. Trafiam na bufet. Bez ironii obsługę oceniam 7 na 6. Jadę dalej gdzieś na zjeździe pierwszy raz od 4 lat samoczynnie rozpiął mi się łańcuch. Na dodatek zwinął się nikczemnie przez co dodatkowy czas zleciał na jego rozplątywaniu(tu dodam że mijało mnie kilku-nastu zawodników a jeden z nich rzucił czy ma pomóc-obyło się bez bo spinkę miałem ,ale dzięki za zainteresowanie). I tak po naprawie usterki siadam i dalej kręcę właściwie to miele. Powtarza się spotęgowana sytuacja dnia poprzedniego czyli dzieci, starcy, kobiety w ciąży, dzieci... Na kilka km przed metą dogania mnie prezes który jak strzała mknie ku ostatnim km. Upragniona META gdzie podpinam się pod bufet. Największe wzięcie maja pomarańcze i ciastka.Siedzimy rozmawiamy, kółko wsparcia bez psychologa, niektórzy zadowoleni inni nie bardzo, kórz na twarzach, piach w zębach cóż można chcieć więcej. Mym okiem ocena trasy dwóch dni: za długi dystans dnia kolejnego. Czasówka może być ale drugi to taki koło 38 km byłby idealny. Może gdym lepiej się czuł zdrowotnie w czasie samej jazdy inaczej bym to odczuł ale niestety.. Z tych bardzo pozytywnych wydarzeń to: dostałem od Maziego rękawiczki za pomoc Pawłowi:), Tomek znalazł 100 zł, które oddał za co czekało na niego pięć browarów(nadmieniam iż nie dojechały do domu). Ze spraw technicznych to hamulec nie rozwalił się kolejny raz:) przed reanimacją wyglądał tak:

Dwa dni objechał zobaczymy co będzie dalej.

Żona miszcza, Miszczu i ja:)
Rafał odpowiedzialny za wymalowanie mi gęby w polskie barwy bojowe zagarnął mnie na pokaz umiejętności wodno ratunkowych.




Z ostatnimi dwoma zdjęciami kojarzy mi się tylko jedno :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz