sobota, 2 czerwca 2012

Nowiny-tego się spodziewałem

     Nowiny to chyba najbardziej - można by rzec - kultowy i ekstremalny etap ŚLR- będę się trzymał tej nazwy bo chyba z wszystkich jest najbardziej prosta, swojska i niekomercyjna:)  Przed całą imprezą forum grzmiało od ogromu pytań, poczynając od czasu zwycięzcy w zeszłym roku kończąc na wrażeniach z objazdu trasy. Każdy wie - tu ma być ciężko na to musimy być przygotowani. Z własnego doświadczenia wiedziałem że nie będzie lekko szczególnie gdy przypominałem sobie jedne z ostatnich podjazdów (czytaj podejść) gdy byłem tak zmęczony, że nie mogłem dogonić tomka który szedł pół kroku szybciej. Tydzień przed całą imprezą wybraliśmy się na objazd, a właściwie rekonesans trasy gdyż wszystkie jej ścieżki nie były nam znane. Było nas sześciu po przeliczeniu procentowym ponad połowa z nas miała defekt zaczynając od kapcia, zerwanego łańcucha, kończąc na pękniętej szprysze. Nie wróżyło to nic dobrego biorąc pod uwagę że tempo na wyścigu zdecydowanie wyższe. Nadszedł dzień sądny i wszyscy jak jeden mąż ustawiliśmy się na linii startu. Odliczanie, klik zatrzasków w butach i jazda. Ponad 200 osób ruszyło na spotkanie się z prawdziwym wyzwaniem. Na początku poszło raczej zgrabnie nikt drogi nie zajechał, wszyscy się wdrapali, bez przeszkód pociąg zmierzał ku kolejnym wzgórzom. Po 8 km przestał działać licznik. Na szczęście po kilku km wraca do życia. Wszystko idzie gładko, szybko i bez przeszkód, dwóch przede mną pada przy niewielkiej prędkości na liściach, przyczyna bardziej wynika z nerwowego ściskania hamulca niż z ukształtowania podłoża. Śmiga się dalej.  Większość trasy pokonuję z Piotrkiem -łucznikiem olimpijczykiem z Pekinu, lecz gdzieś w lesie odjeżdża i trasę kontynuuję sam. Aby nie było zbyt idealnie jakaś gałąź blokuje mi koło i klinuje łańcuch pomiędzy ramą a kasetą. Zjazd przy obwodnicy udaje się pokonać bez szwanku.  Mijam jeszcze kilku uczestników maratonu i końcówkę do mety pokonuję sam. Wyścig jak dla mnie udany porównując do ubiegłorocznego to nawet bardzo. Nie ujechałem się jak koń po westernie, nie było wielkiego kryzysu chociaż forma jeszcze nie taka. Na mecie czekało urodzinowe ciasto drożdżowe Marcina - Sto lat i jeszcze raz najlepszego!! Do tych mniej miłych momentów należą zapewne informacje o kilku dość poważnych wywrotkach kończących się w szpitalu. Chłopaki wracajcie do zdrowia!! A przed nami pierwsza w historii dwudniowa impreza na która już się piszemy jeszcze większą grupą!!

 
 Pomaran zawsze bardzo śpieszy się do mety to też przyjeżdża w czołówce dyst. master.
 Wiadomo do kogo mu tak prędko;)
 
 Pierwszy raz zdarzyło mi się obserwować takie oto zjawisko.


 Zbychu nasz champion :)
 
 Gary mistrz ciętej riposty i wujek dobra rada znany wszystkim forumowiczom.
 
 
Najważniejsze by z uśmiechem wjechać na linię mety.
A ciasto drożdżowe było pierwsza klasa:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz