Nowiny to chyba najbardziej - można by rzec - kultowy i ekstremalny etap
ŚLR- będę się trzymał tej nazwy bo chyba z wszystkich jest najbardziej
prosta, swojska i niekomercyjna:) Przed całą imprezą forum grzmiało od
ogromu pytań, poczynając od czasu zwycięzcy w zeszłym roku kończąc na
wrażeniach z objazdu trasy. Każdy wie - tu ma być ciężko na to musimy
być przygotowani. Z własnego doświadczenia wiedziałem że
nie będzie lekko szczególnie gdy przypominałem sobie jedne z ostatnich
podjazdów (czytaj podejść) gdy byłem tak zmęczony, że nie mogłem dogonić
tomka który szedł pół kroku szybciej. Tydzień przed całą imprezą
wybraliśmy się na objazd, a właściwie rekonesans trasy gdyż wszystkie
jej ścieżki nie były nam znane. Było nas sześciu po przeliczeniu
procentowym ponad połowa z nas miała defekt zaczynając od kapcia, zerwanego
łańcucha, kończąc na pękniętej szprysze. Nie wróżyło to nic dobrego
biorąc pod uwagę że tempo na wyścigu zdecydowanie wyższe. Nadszedł dzień
sądny i wszyscy jak jeden mąż ustawiliśmy się na linii startu.
Odliczanie, klik zatrzasków w butach i jazda. Ponad 200 osób ruszyło na
spotkanie się z prawdziwym wyzwaniem. Na początku poszło raczej zgrabnie
nikt drogi nie zajechał, wszyscy się wdrapali, bez przeszkód pociąg
zmierzał ku kolejnym wzgórzom. Po 8 km przestał działać licznik. Na szczęście po kilku km wraca do życia.
Wszystko idzie gładko, szybko i bez przeszkód, dwóch przede mną pada
przy niewielkiej prędkości na liściach, przyczyna bardziej wynika z
nerwowego ściskania hamulca niż z ukształtowania podłoża. Śmiga się
dalej. Większość trasy pokonuję z Piotrkiem -łucznikiem olimpijczykiem z
Pekinu, lecz gdzieś w lesie odjeżdża i trasę kontynuuję sam. Aby nie
było zbyt idealnie jakaś gałąź blokuje mi koło i klinuje łańcuch
pomiędzy ramą a kasetą. Zjazd przy obwodnicy udaje się pokonać bez
szwanku. Mijam jeszcze kilku uczestników maratonu i końcówkę do mety
pokonuję sam. Wyścig jak dla mnie udany porównując do ubiegłorocznego to
nawet bardzo. Nie ujechałem się jak koń po westernie, nie było
wielkiego kryzysu chociaż forma jeszcze nie taka. Na mecie czekało
urodzinowe ciasto drożdżowe Marcina - Sto lat i jeszcze raz
najlepszego!! Do tych mniej miłych momentów należą zapewne informacje o
kilku dość poważnych wywrotkach kończących się w szpitalu. Chłopaki
wracajcie do zdrowia!! A przed nami pierwsza w historii dwudniowa
impreza na która już się piszemy jeszcze większą grupą!!
Pomaran zawsze bardzo śpieszy się do mety to też przyjeżdża w czołówce dyst. master.
Wiadomo do kogo mu tak prędko;)
Pierwszy raz zdarzyło mi się obserwować takie oto zjawisko.
Zbychu nasz champion :)
Gary mistrz ciętej riposty i wujek dobra rada znany wszystkim forumowiczom.
Najważniejsze by z uśmiechem wjechać na linię mety.
A ciasto drożdżowe było pierwsza klasa:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz