środa, 5 października 2011

Bieszczadzki poranek-dzień drugi

Dzień na końcu świata rozpoczął się bardzo słonecznie, początkowe pomysły wyjścia na wschód słońca spaliły na panewce ale może to i lepiej :) Ale nic straconego na górski poranek jeszcze się załapiemy-nie raz! Przed śniadaniem wypadliśmy na drogę pstryknąć parę fotek.
Okazało się że za domem mieliśmy przeogromną łąkę a tuż za nią miejsce docelowe tego dnia -Tarnica- 1346 m n.p.m. – najwyższy szczyt polskich Bieszczadów
Szama i w drogę, czerwonym szlakiem od naszej wioski w stronę gór:)
Pierwszy przystanek i już jedna nogą w potoku, okazało się że nie pierwszy i ostatni raz ale takie uroki skakania po strumieniach.
Nasza 7-dmio osobowa grupa podzieliła się na dwie podgrupy: piękni, młodzi, wysportowani, oraz ci drudzy:) Jedyne co nas łączyło to łączność radiowa:) która umożliwiała śledzenie powiększającej się odległości między nami.Pierwsza część szlaku upływała raczej monotonnie gdyż szliśmy ścieżką wśród drzew, jedna z atrakcji gdzie przystanęliśmy to niewielkie jeziorko.
Ale już po wyjściu z lasu nagroda gwarantowana czyli bieszczadzkie widoki. Trochę zeszliśmy ze szlaku w stronę ukraińskiej granicy,tam spotkaliśmy strażnika, który niestety do słupów granicznych dojść nie pozwolił. Wspominał coś o 500 złotych ale tyle to nawet w trzech nie mieliśmy.
Popatrzyli, popstrykali, zabrali zabawki i dalej w drogę.Bieszczadzki orzełek
Na górze Halicz przystanek.
Na czas podróży bułki, kabanosy i banany cieszyły się największym powodzeniem.
Wariaty na szlaku
U drzwi twoich stoję panie czyli ostatnie kroki na szczyt.
Po trudach dnia sobotniego ulga murowana. W sumie się nie zmęczyłem zbytnio grunt że cel został osiągnięty.
Leże sobie i oczom nie wierzę, pytam Seweryna który rok tu mamy bo chyba się czas zatrzymał.
Kilkudziesięcioletni aparat Start i ciągle na chodzie, oczywiście chłopaki służyli pomocą w zrobieniu pamiątkowej fotografii.
Do dziś nie wiem w jakim celu ludzie robią tam krzyże i stawiają ale..
My postanowiliśmy coś po sobie zostawić w ramach akcji "za tych co nie doszli".
I stanął wśród wielu innych,a na przyszłość zaopatrzę się w odpowiednią ilość materiału aby zrobić coś trwalszego;)
Ja nie mam porównania ale podobno Bieszczady przeżywały w tym roku natłok turystów.
Dotrwaliśmy do momentu gdy słońce nieubłaganie zaczęło zbliżać się ku zachodowi i właśnie o to chodziło..
Na szczycie wreszcie pustki.
Są cienie jest szajba;)
I to na co czekaliśmy caaaaały dzień. Zakończenie zwieńczone bieszczadzkim zachodem słońca.
A później powrót szlakiem do domu w blasku latarki z telefonu. Wrażenia bezcenne.

3 komentarze:

  1. A gdzie trzeci dzień? Piotr

    OdpowiedzUsuń
  2. fotki z owczarkami,zachód i cienie na przełęczy super. Piotr

    OdpowiedzUsuń
  3. Piotrze daj jakiś namiar to podeślemy zdjęcia z ogniska(ja jeszcze ich nie mam bo robione były innym aparatem)

    OdpowiedzUsuń