Okazało się że za domem mieliśmy przeogromną łąkę a tuż za nią miejsce docelowe tego dnia -Tarnica- 1346 m n.p.m. – najwyższy szczyt polskich Bieszczadów
Pierwszy przystanek i już jedna nogą w potoku, okazało się że nie pierwszy i ostatni raz ale takie uroki skakania po strumieniach.
Nasza 7-dmio osobowa grupa podzieliła się na dwie podgrupy: piękni, młodzi, wysportowani, oraz ci drudzy:) Jedyne co nas łączyło to łączność radiowa:) która umożliwiała śledzenie powiększającej się odległości między nami.Pierwsza część szlaku upływała raczej monotonnie gdyż szliśmy ścieżką wśród drzew, jedna z atrakcji gdzie przystanęliśmy to niewielkie jeziorko.
Ale już po wyjściu z lasu nagroda gwarantowana czyli bieszczadzkie widoki. Trochę zeszliśmy ze szlaku w stronę ukraińskiej granicy,tam spotkaliśmy strażnika, który niestety do słupów granicznych dojść nie pozwolił. Wspominał coś o 500 złotych ale tyle to nawet w trzech nie mieliśmy.
Po trudach dnia sobotniego ulga murowana. W sumie się nie zmęczyłem zbytnio grunt że cel został osiągnięty.
Leże sobie i oczom nie wierzę, pytam Seweryna który rok tu mamy bo chyba się czas zatrzymał.Kilkudziesięcioletni aparat Start i ciągle na chodzie, oczywiście chłopaki służyli pomocą w zrobieniu pamiątkowej fotografii.
I stanął wśród wielu innych,a na przyszłość zaopatrzę się w odpowiednią ilość materiału aby zrobić coś trwalszego;)
A gdzie trzeci dzień? Piotr
OdpowiedzUsuńfotki z owczarkami,zachód i cienie na przełęczy super. Piotr
OdpowiedzUsuńPiotrze daj jakiś namiar to podeślemy zdjęcia z ogniska(ja jeszcze ich nie mam bo robione były innym aparatem)
OdpowiedzUsuń